Cytat Aby długo i szczęśliwie żyć, oddychaj przez nos i miej zamknięte usta. Żydowska maksyma |
Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść
Oriona - 2009-12-21 12:40 Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Witajcie. Od dłuższego czasu szukam odpowiedzi... Rzadko pytam znajomych - ponieważ i moja postawa zapewne jest stronnicza i ich - ze względu na przyjaźń także. Próbowałam zasięgnąć porady psychologa, który obiektywnie poddawał mi pewne pytania i zagadnienia na które powinnam sobie odpowiedzieć... Ale ponieważ wiem, że zapewne wiele spośród Was - borykało się z podobnym problemem, chcę zapytać o Wasze zdanie. Będę wdzięczna, jeżeli nie będziecie krytykować - sama siebie krytykuję za to - co się dzieje i sama ze sobą walczę od dawna. ------------------------ Jesteśmy ze sobą od ok 15 lat - od 8 jako małżeństwo. Czy Go kochałam - nie wiem...był pierwszym mężczyzną, z którym mogłam się widywać i ...tak zostało. Wiele razy łapałam się na tym, że interesuję się innymi mężczyznami, że inni mi się podobają - przy nim chyba nigdy nie było jakiegoś porywu, czegoś co mogłabym nazwać "wielkim uczuciem". Wiele razy widziałam, że jego interesują, podniecają inne kobiety. Wiele razy znajdywałam erotyczne filmy, pisma... jakoś bolało - czułam się gorsza, czułam że może nie jestem wystarczająco dobra dla niego... Dlaczego za Niego wyszłam? zapytacie... bo jakiś czas przed ślubem na trochę się rozstaliśmy - ja to zaproponowałam, bo było coraz gorzej... zdradził mnie - i dowiedziałam się o tym. Odszedł i skruszony wrócił po 2 miesiącach. Ja w tym czasie nie mogłam spać, jeść, pracować, wszystko bolało... nie umiałam się z tym pogodzić :prosi: ------------- kiedy wrócił zapadła długo odwlekana decyzja o ślubie. (odwlekana przeze mnie...) a tu pomyślała ... skoro tak cierpiałam - to znaczy że jednak baaardzo kocham... Od tego czasu minęło 8 lat. Myślałam, ze zapomnę - i chyba zapomniałam o tamtej dziewczynie... ale nie zapomniałam o innych rzeczach, które miały miejsce już potem. Miesiąc przed ślubem w nocy sms "słodkich snów skarbie", potem jakieś smsy z "koleżankami" które jak mówił - może za dużo sobie wyobrażały, potem słowa że na imprezie firmowej "tylko się całował z koleżanką" potem na GG przeczytałam jak zachwyca się koleżanką... i że "chętnie by z nią przy winie porozmawiał" czy mnie zdradził podczas naszego małżeństwa??? nie wiem - nie powiem ani tak - ani nie... wiem, że coś we mnie umarło. On wykrzyczał, ze go zniszczyłam,zaszczułam... Ja nie umiem mu zaufać, nie umiem wierzyć i nie potrafię jak On z uśmiechem wracać do domu... Że się nie kochamy (bo nie śpimy ze sobą od jakiś 3 lat) że nie interesuję się Nim i Jego rodziną. Że On szukał u tych kobiet pomocy - że One mu kazały walczyć - a ja widzę tylko jedno... Jakoś trudno mi to przychodzi - zaakceptować że z koleżanką próbuje rozwiązać nasze problemy skoro na GG pisze do niej "no tak zapraszasz na kolacje...a potem mnie pewnie wyrzucisz do domu :prosi:" Czy rozmawialiśmy? tak... jakiś czas temu na spokojnie. On powiedział, ze nie potrafiłby sobie poradzić gdybym odeszła z dzieckiem. Dzisiaj zaczyna zrzucać winę na mnie. To ja jestem niedostępna, chłodna, nie interesuję się nim, nie sypiam z nim... ---------------- i ja biorę to na siebie - tę winę. Bo to prawda. - Nie umiem z nim rozmawiać - bo wracam do domu tak późno jak się da by jak najmniej spędzać razem czasu - nie sypiam z nim - bo nie umiem już nawet podać mu ręki... wszystko we mnie budzi obrzydzenie - jestem chłodna, smutna i niedostępna - bo nie umiem inaczej. nie umiem udawać 2 dni po tym jak znów czytam Jego wiadomości, maile, zachwyty, dziwne podteksty... uśmiechać się i szaleć z radości... już nie umiem. ----------------- żyję w takim stanie od jakiś 2 lat... nie umiem odejść, a staję się coraz bardziej smutna... Nic mnie nie cieszy, najchętniej byłabym w pracy 20 h na dobę.... a słyszę, ze pewnie kogoś mam i już sobie życie układam, a tylko szczuję i robię wszystko by wyszło że On jest winny... ------------------ gubię się... strasznie... wiem, ze gdybym chciała odejść zostałabym z niczym i musiała stawić czoło opinii kretyńskiej żony, która miała wszystko i Bóg wie czego jej się zachciało i odbiło jej więc odeszła... a nie mam już chyba na to sił :( tennyo4 - 2009-12-21 13:25 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Nie chcesz odejść czyli wybierasz pozory i "dom" z wiecznymi pretensjami, ciszę, zimno emocjonalne (także Twoje dziecko to czuje,nie łudź się, że nie). Źle wybrałaś, pierwszy lepszy byle był to na ogół najgorszy. Samotność jest lepsza niż wrogość we dwoje. Kobieto teraz masz albo szansę powalczyć o siebie, spędzić lepiej resztę życia albo zestarzeć się w zgorzknieniu. Wybór należy niestety do Ciebie i nikt za Ciebie problemu nie rozwiąże. Najwyższy czas przestać być tchórzem i chować głowę w piasek. A jeżeli nie umiesz walczyć o siebie to walcz o dziecko - o jego spokój, ciepły dom i mamę, która zamiast przesiadywać do upadłego w pracy i unikać domu jest w nim i daje dziecku miłość i wsparcie. I chyba powinnaś iść do psychologa bo to mi wygląda na depresję. kermitowa - 2009-12-21 13:36 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Sama mowisz ze nic Was nie łączy juz( nie mowie o dziecku), czy przed slubem bylo inaczej to odrebny temat. Przeczytaj to co napisalas i podejmij wlasciwa decyzje, za dlugo juz w tym trwasz. paula78 - 2009-12-21 13:49 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Jestes dorosła kobieta więc weż odpowiedzialnośc za swoje zycie i dziecka ! za 20 -30 lat obudzisz sie jako zgorzkniała stara baba z pretensjami do calego świata wiec rusz do przodu zaproponuj terapię lub złóż papiery rozwodowe i zacznij żyć tak jak na to zasługujesz. Nie będzie łatwo ale wiem ,że będzie warto . Jak to odejśc z niczym ,masz dziecko ,dwie ręce i głowę co jeszcze potrzeba ?chodzi o kasę ,mieszkanie ? moze to on odejdzie z domu ? kwestia dogadania się na poziomie doroslych osób. A opinię innych ?czy to naprawdę takie ważne ?żyć dla pozorów ? Takie żcyie nie nauczy waszego dziecka niczego fajnego,dobrego . Hultaj - 2009-12-21 13:52 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść no wiesz, nie wiem co mozna powiedzieć Ci bardziej odkrywczego, od tego, że nie da się zjeść ciastka i mieć ciastka. ;) asiapoznan111 - 2009-12-21 14:39 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść nie zmarnuj reszty życia... wasza więź emocjonalna i tak już 'wzięła rozwód'... sine.ira - 2009-12-21 14:42 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Cytat: Napisane przez Oriona (Wiadomość 15979481) wiem, ze gdybym chciała odejść zostałabym z niczym i musiała stawić czoło opinii kretyńskiej żony, która miała wszystko i Bóg wie czego jej się zachciało i odbiło jej więc odeszła... a nie mam już chyba na to sił :( No ale co takiego niby masz ? Masakrę. I choćbyś tę masakrę lokowała na 189 metrach kwadratowych i woziła ją po mieście w nowiutkim Mercedesie klasy S, to uwierz - nikt nie chciałby być na Twoim miejscu. Ja na pewno nie :nie: iloneczka1 - 2009-12-21 14:46 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Tu był błąd, że za niego wyszlaś. Potem to już tylko jego konsekwencje. Ozywiście odejść. :jap: sine.ira - 2009-12-21 14:54 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Boże, jaka Ty musisz być nieszczęśliwa...aż trudno mi to sobie wyobrazić, że można tak żyć. Ratuj się kobieto. Na co czekasz ? Oriona - 2009-12-21 15:11 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Jest dużo racji w tym co piszecie... czy to tchórzostwo? pewnie tak. Do niedawna mówiłam sobie, ze będę się starała tworzyć ciepły dom i do jakiegoś stopnia się to udawało. Ja nie szukałam, nie pytałam. Póki nie widziałam tych "niewinnych mailowych flirtów" nic we mnie się nie burzyło. Przez jakiś czas było nawet ok. Byłam w stanie wmówić sobie, ze tak jest dobrze, że tyle razy coś mnie zabolało, że skoro Go nie kocham - to mnie już przynajmniej nie zrani. Wmówiłam sobie, że będę potrafiła żyć w spokoju, że oboje będziemy mieć swoje życie, będziemy żyć w spokoju i szacunku... jak dwoje "przyjaciół" Ale mi się to nie udało :mur: coraz częściej stawałam się po prostu złośliwa, zmęczona Jego obecnością, chłodna. Dzisiaj już nawet to, że muszę z nim być w jednym pokoju...powoduje że jestem rozdrażniona. Kiedy jestem w domu robię wszystko by nie siedzieć... sprzątam, piorę, zajmuję się byle czym, by tylko nie usiąść i nie siedzieć :mur: -------------------- Czy mam depresję??? Nieeee..... wiem co to depresja - :rolleyes: miałam ten problem kilka lat temu - poważny problem z którego udało mi się wyjść, głównie dzięki sobie, wierze w siebie i sile jaką zyskałam.... To nie depresja - ale dzisiaj to taki stan, który powoduje, że jak wychodzę z domu jestem radosna i uśmiechnięta - najchętniej z córką bym siedziała w firmie do wieczora... albo spędzała z nią sama czas... -------------------- Co jest teraz najgorsze - np dowiaduję się o Jego kolejnej korespondencji - oczywiście nie rozmawiamy tylko przez telefon krzyczymy na siebie... On za dwa dni śmieje się, żartuje, pyta - "no co znowu Ci jest???" albo pyta czy gdzieś wyskoczymy razem i denerwuje się, że ja jestem znów jakaś "dziwna" ... a we mnie się wypaliło...mam do SIEBIE pretensje bo On mi mówi, ze bredzę, że to moje wymysły, że we wszystkim widzę jedno... że spotyka się z kobietami - nieraz pojedzie do jakiejś pogadać, na kawę itd... - bo chce je pytać jak rozwiązać nasze problemy, poradzić się :mur: ---------------------- a my...my nie rozmawiamy - bo albo "nie ma problemu" albo On udaje wiecznie szczęśliwego, zadowolonego tatę... a ja jestem tą wiecznie Bóg wie o co czepiającą się kobietą. Nieraz mam wyrzuty sumienia do siebie - że On nieraz się stara... chce gdzieś jechać, chce gdzieś z nami wyjść - a ja nie chcę...nie mogę... nie wiem czy któraś z Was czuła podobne obrzydzenie do innego człowieka :nie: wracają do mnie wszystkie Jego maile, smsy, słowa które powiedział...wszystko co wiem... A ON - On powie, że mam wybujałą wyobraźnię - bo nawet jak ostatnio napisał do jakiejś dziewczyny "co prawda mam żonę, nie sypiam z innymi - ale Tobie bym sie chyba nie oparł..." i zaprasza ją na kawę... to moja wybujała wyobraźnia - a On podobno nic nie robi tylko dużo mówi... napisał mi ostatnio smsa " zaszczułaś mnie! Tak - sypiam ze wszystkimi !!! Żygam już tym" a 2 dni ptem uśmiechnięty - ma pretensje - ze ja jestem osowiała... --------------------- To nie depresja... ale fakt - czuję się jakbym dostała czymś w głowę i tak chodziła...wegetowała. Zero uśmiechu, zero szczęścia... Zero seksu - a przecież jestem normalną kobietą - strasznie mi tego wszystkiego brak... ale jak 3 lata temu poszłam z nim do łóżka - wiecie co.... wyszałm z domu i przez godzinę płakałam... nie mogłam się opanować. TO NIE JEST NORMALNE !!!! ---------- Dopisano o 16:11 ---------- Poprzedni post napisano o 15:59 ---------- i muszę się z tym liczyc - bo na zewnątrz nikt nie wie jak jest... a On nie chce słyszeć o tym byśmy sie rozstali, muszę się liczyć z tym, że : - nie ma mowy o tym byśmy się "kulturalnie" rozstali - będzie wojna o wszystko... i nie sądzę bym mogła zostać w mieszkaniu, bo On nie wróci do małego mieszkania rodziców... - będę musiała wziąć odpowiedzialność za to, ze to JA jestem powodem rozwodu - bo nie mam żadnych dowodów na to, ze prócz mojej ""wybujałej" fantazji, prócz tego że "różne rzeczy w żartach się pisze" i że to nie zbrodnia że codziennie po kilka godzin siedzi na erotycznych portalach skoro żona z nim nie chce sypiać - jak to kiedyś owiedział - jakbyś to powiedziała sędziemy to Cię wyśmieje... - jak to usłyszałam ostatnio - przestań szczuć, masz kogoś i dawno sobie życie układasz...a tylko grasz i szczujesz żeby na mnie było... Jestem silną osobą, mam własną pracę, którą kocham, mam pasje, przyjaciół, jestem aktywna, biegam na siłownię - nie jestem zahukaną, biedną dziewczyną z depresją.... ale jednak tak mi ciężko podjąć jakąkolwiek decyzję. Widzę koleżanki po rozwodach - które są z innymi facetami i po jakimś czasie znów się zaczyna sypać - wiec wcale mi to nie pomaga....fundowanie dziecku innych "tatusiów" chyba nie mam juz do nikogo zaufania, do żadnego faceta i chyba musiałabym trochę czasu pobyć sama .... wiem, że rodzice będą chceli bym do nich wróciła - a nie chcę - czułabym się jakbym miała znów 15 lat... zakazy, nakazy, gdzie wychodzisz... Chciałabym mieć własne życie... i do cholery w końcu jakoś żyć a nie wegetować... sine.ira - 2009-12-21 15:13 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Czyli on generalnie nie traktuje Cię poważnie, nie widzi problemu tam gdzie Ty go dostrzegasz, tak ? Nie liczy się z Tobą i Twoimi uczuciami - ja to tak rozumiem. No i teraz zasadnicza kwestia jest taka - czy zamierzasz jeszcze jakoś próbować do niego dotrzeć, czy postawiłaś już na nim krzyżyk ? Jeżeli to drugie, to dlaczego i po co ciągle żyjesz z nim pod jednym dachem? Myślałaś o terapii dla małżeństw, masz jeszcze na coś nadzieję, liczysz na zmianę w waszym małżeństwie ? Jeżeli nie, to rozumiem, że jesteś z nim z powodu małej wiary w swoje możliwości, że sobie materialnie bez niego nie poradzisz, czy jak ? A on dlaczego z Tobą jest, jak myślisz? Mówi Ci czasem, że Cię kocha ? Co was ludzie w ogóle razem trzyma? Seks nie, bliskość nie, więź emocjonalna nie, to co ? Dziecko i wspólny PIT ? ciri15 - 2009-12-21 15:19 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Ja nigdy w takiej sytuaci nie bylam... ale jedyną mądrą radą jest chyba rozwód. Przecież tak nie można żyć. Jesteś taka młoda, nie chcesz tak żyć kolejne 10, 20, 30 lat... Jak czytałam Twój post to miałam takie wrażenie jakby ktoś umierał bardzo cierpiąc... irie18* - 2009-12-21 15:26 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Jesteś jeszcze młoda, masz dziecko, prace. Daj sobie szanse na lepsze życie. Popełniłaś błąd wychodząc za niego ale nie jest za późno żeby ten błąd naprawić:ehem: Oriona - 2009-12-21 15:32 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Cytat: Napisane przez sine.ira (Wiadomość 15982331) Czyli on generalnie nie traktuje Cię poważnie, nie widzi problemu tam gdzie Ty go dostrzegasz, tak ? Nie liczy się z Tobą i Twoimi uczuciami - ja to tak rozumiem. No i teraz zasadnicza kwestia jest taka - czy zamierzasz jeszcze jakoś próbować do niego dotrzeć, czy postawiłaś już na nim krzyżyk ? Jeżeli to drugie, to dlaczego i po co ciągle żyjesz z nim pod jednym dachem? Myślałaś o terapii dla małżeństw, masz jeszcze na coś nadzieję, liczysz na zmianę w waszym małżeństwie ? Jeżeli nie, to rozumiem, że jesteś z nim z powodu małej wiary w swoje możliwości, że sobie materialnie bez niego nie poradzisz, czy jak ? A on dlaczego z Tobą jest, jak myślisz? Mówi Ci czasem, że Cię kocha ? Co was ludzie w ogóle razem trzyma? Seks nie, bliskość nie, więź emocjonalna nie, to co ? Dziecko i wspólny PIT ? trudno mi powiedzieć co On czuje...próbowałam rozmawiać 3 lata temu, wzięłam córkę wyjechałam na kilka dni bo On był na firmowej imprezie gdzie "tylko całował się z koleżanką"... przyjechałyśmy... usiadłam z nim spokojnie... zapytałam: - czy wyobrażasz sobie Nas w takim stanie za 10 lat? - usłyszałam NIE... - zapytałam - to może dajmy sobie szansę...dopóki jesteśmy młodzi, dopóki nie nienawidzimy siebie, póki rozmawiamy jakoś... może uda sie każdemu z nas jakoś ułożyć sobie życie... - odpowiedział - że nie umie sobie tego wyobrazić a życie by mu sie zawaliło... że będzie inaczej... ------------------- czy było? nie wiem... bardzo zmienił się w stosunku do naszej córki - dużo czasu z nią spędza, bawią sie itd. Stał się troskliwym ojcem, spokojniejszym, tu muszę przyznać baaardzo na plus zmiany. ------------------- więc powinnam być zadowolona prawda? tylko WE MNIE coś pękło już te 3 lata temu :( pękało przez te 15 lat po kawałku, z każdym przeczytanym smsem, mailem, z każdym mniejszym lub większym kłamstwem... myślę że podstawą było to, że NIE ZAUFAŁAM MU JUŻ ... początek końca - brak zaufania... ------------------- konsultuje ostatnio całą sytuację z p. psycholog. Ona mówi, że w każdym z nas jest taki moment kiedy wiemy - tak - to koniec... a ja nadal nie wiem czemu stoję w miejscu... kiedyś czekałam że ON nie wytrzyma, tego, ze z nim nie sypiam i kogoś znajdzie, z kims odejdzie... samolubne? wiem... ale wtedy nie musiałabym mówić - to moja decyzja i moja wina... czy wierzę w to, że pomogaby terapia? chyba nie... bo... ja nie mam w sobie takiej potrzeby :nie: nie umiem sobie wyobrazić od 3 lat :mur::mur::mur: że biorę GO ZA RĘKĘ!!! ŻE MNIE PRZYTULA !!! czy to nie jest chore???? żyję z kimś kogo nie chcę nawet potrzymać za rękę :confused: sine.ira - 2009-12-21 15:42 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Cytat: Napisane przez Oriona (Wiadomość 15982675) czy to nie jest chore???? Jest. Skoro wiesz, że go nie kochasz, odrzuca Cię od niego fizycznie, nie chcesz niczego naprawiać, to przecież to JUŻ JEST KONIEC - stało się. Odejść to przecież tylko formalność. Ojciem jest dobrym i OK, ale jako mąż i partner się Twoim zdaniem nie sprawdza, więc po co to dalej ciągnąć. Ojcem nie przestanie być i po rozwodzie. Chcecie dziecko w tej zamrażarce wychowywać, myślisz, że córka nie wyczuwa złych emocji i tego napięcia ? A co będzie jak zacznie dorastać i więcej rozumieć ? No właśnie to jest dziwne, że on do tej pory też nie odszedł. Chociaż w sumie, może faktycznie zalicza jakieś panny na boku, to mu seksu nie brakuje, a wiadomo - dom zawsze lepiej mieć niż nie mieć (wielu facetów tkwi w podobnych układach z tych samych pobudek). Pewnie jak się zakocha, to odejdzie. Chcesz na to czekać ? Po co ? Nie lepiej uciąć to wcześniej ? Wiesz co - nie rozumiem Cię, naprawdę. Chyba zbyt to wszystko niepotrzebnie komplikujesz, za bardzo kombinujesz. A takie sprawy wymagają krótkich cięć. Oriona - 2009-12-21 15:59 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść tak...córka to widzi... ale pyat MAMO DLACZEGO TY NIE KOCHASZ TATY??? ON SIE STARA A TY NIE... ON CIE KOCHA A TY JESTEŚ NIEMIŁA .... ------------------- nie miałam do tej pory odwagi... ale mam nadzieję, ze powoli do tego "dorosnę" zaczęłam czytać Wasze odpowiedzi... i powoli pozbywam się poczucia winy. do tej pory obwiniałam siebie za to że mała damulka ma focha i się "odkochała"...bo tak siebie widziałam... ------------------- ale fakt jest jeden... że zapewne byłoby tak, że On kogoś pozna, zakocha się w kimś odejdzie - np kiedy ja już będę "za stara" by cokolwiek zmieniać a ja zostanę sama, rozgoryczona, zgorzkniała i z poczuciem, ze zmarnowałam życie... i jak to mi ktoś kiedyś powiedział kiedy komuś pomogłam a On to wykorzystał.... każdy dba o swoje interesy. I w takiej chwili On mógłby powiedzieć - SORRY... ------------------- chyba chciałam przeczytać, że jeżeli nic już nie ma, jeżeli jest mi obcy to MAM PRAWO - by odejść - bo w mojej rodzinie to będzie przestępstwo :mur: dlatego może chcę usłyszeć, że mam prawo - by coś zmienić...a nie obowiązek - jako żona .... Maalwaaa - 2009-12-21 16:10 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść No właśnie, z tego twojego mężusia to niezły manipulator i aktor. Gra ci na nerwach. Najpierw ci wbija szpile z uśmiechem, a potem się oburza, że to twoja wina. Moim zdaniem powinnaś udać się do prawnika po poradę i musisz być przygotowana, że jeśli zdecydujesz się iść do sądu to wyleje na ciebie tylke jadu i kłamstw. Prawdopodobnie zrobi wszystko, by wyszło na jego, a ciebie będzie chciał obwinić o wszystko. Najlepiej jak byś od dziś zaczęła zbierać dowody zdrad. I wcale nie jest głupim pomysłem wynająć dedektywa, by dobrze udokumentował jego schadzki. Musisz być przygotowana bardzo dobrze. Musisz mieć dowody, bo niestety na bolejący wyraz twarzy i łzy nikt ci nie uwierzy. Ale nagroda po tym horrorze jest bezcenna- wolność. Wiesz jesteś w dobrej sytuacji, jak sama pisałaś masz pracę, a to dowodzi, że sama się utrzymasz to ogromny plus, masz pasje i przyjaciół. Należy ci się ta wolność. Nawet nie masz pojecia jak to jest. Pisze to bo znajoma miała podobnie rozpad był z winy faceta, nie chciał się rozejść pokojowo, bo mu było wygodnie wiesz tu zawsze w domu czysto, obiad i miał kim rządzić i na kim się wyżywać, a na boku bzykał co się ruszało. A w sądzie winną rozpadu zrobił ją. Chciał z niej zrbić nawret wariatkę. Tacy są faceci. Widzisz on juz przekabaca twoją córkę. NIe daj się. Bo może być tak że za 20 lat jak któraś napisała on się 'zakocha' i cie on zostawi a ty będziesz stara i zgorzkniała, bez niczego. ciri15 - 2009-12-21 16:40 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Maalwaaa świetnie to ujęła. Twój mąż to niezłe ziółko. A ja Ci mówię - masz prawo. Newday5 - 2009-12-21 17:01 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Wiesz co? Powiedz córce prawdę, opowiedz o swoich zranionych uczuciach. Dziecko powinno wiedzieć co Ci się stało, bo gdy weźmiesz rozwód, może Cię obwiniać, że zniszczyłas jej życie rodzinne, ograniczyłaś kontakt z tatą, pozbawiłaś części jej tożsamości itd. i nawet Ci o tym nie powiedzieć, ale z roku na rok oddalać się od Ciebie i wpaść w koncu a jakieś kłopoty. Dlatego w skrócie oczywiście, ale z córką rozmawiaj, aby znała prawdę. To inwestycja w Was obie i wasz przyszły spokój. Przyjdzie taki czas, kiedy obudzisz się rano i ucieszysz, że wreszcie żyjesz spokojnie, zacznij działać:) Detektywa popieram, aby z Ciebie mąż nie zrobił wariatki w sądzie, przygotuj się do walki z nim, może jej nie będzie, ale lepiej być na wygranej pozycji... Wierzę, że takie doświadczenie, może odebrać kobiecie ochotę na kolejny związek, ale warto ufać sobie i z sobą zaprzyjaźnić, żyć z sobą w zgodzie. Życzę Ci powodzenia:) Alice_in_Wonderland - 2009-12-21 17:21 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Masz prawo. Daj sobie szansę do szczęścia. Jakoś to będzie jak już odepniesz ten bagaż. Niezmienna - 2009-12-21 17:49 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Każdy inny psycholog chyba powiedziałby Ci to, co ja teraz napiszę.Odejdz od niego....weźcie rozwód.I zacznij życ...teraz to chyba tylko wegetujesz. iza_wiosenna - 2009-12-21 20:50 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść dobrze, że konsultujesz się z psychologiem, ale nie wiem, czego chcesz od nas ;> zrzucasz odpowiedzialność na nas za podjęcie tej decyzji? z Twoich postów wynika, że właściwie jesteś już zdecydowana, tyle, że brak Ci odwagi to po pierwsze, a po drugie odejscie obarczyloby Cie ogromnym poczuciem winy. to Twoje zycie i nikt go za Ciebie nie przezyje. Pomysl jednak, że za kolejnych osiem lat zapewne nic sie nie zmieni na lepsze a Ty bedziesz tylko zalowac, ze nie odeszlas wczesniej. tak sie jesczze zastanawiam... Jak w Waszym zwiazku czuje sie dziecko? :mdleje: matka pracuje dniami i nocami, jej kontakt z mezem jest tragiczny, myslisz ze to nie odbija sie na dziecku? nie jestem pewna, czy rozwod nie bylby dla niego lepszym rozwiazaniem niz zycie w toksycznej rodzinie pozbawionej emocjonalnych wiezi. szugarbejb - 2009-12-21 21:17 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Ale o co chodzi ? My się mamy rozwieść za Ciebie czy jak ? Sędzia w sądzie jest od wydawania wyroku, a nie od wyśmiewania i szczucia czy jak Ty tam napisałaś. Już doskonale będzie wiedział kto tu ogląda pornosy i zdradza, a kto szczuje. Twój mąż doskonale wie, że jeśli sędzia usłyszy co on wyrabia to rozwód będzie orzeczony z jego winy itp. Jeśli mieszkanie jest wasze wspólne to sąd nakaże sprzedaż i podzielenie się kasą i nie ma, że nie wróci do rodziców - jak nie wróci to pójdzie pod most i ciach bajera. A zresztą, co tu pisać. Jak ktoś debilnie tkwi 15 lat w beznadziejnym związku to się przecież nagle nie obudzi. I jak ktoś dziecka słucha. margerittta - 2009-12-21 21:36 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Ja byłam w podobnej (no może nie dokońca co autorka sytuacji). 12 lat w małżeństwie a w sumie 17 lat razem. I było też dziecko..... Podjęłam decyzje o rozwodzie tylko i wyłącznie ze względu na dziecko, bo nigdy, nigdy w życiu nie wybaczyłabym sobie tego że dziecko musi na to wszystko co sie działo w domu (kłótnie, patrzenie wilkiem, niechęć wręcz obrzydzenie itd) patrzeć, wychowywać sie w domu pełnym zakłamania, iluzji że niby jest ok. Skrzywiłabym mu w ten sposób wyobrażenie normalnie funkcjonującej rodziny. Wiec powiedziałam dośc i tak jak tu juz było napisane wyszłam z tego małżeństwa z etykietką kretyńskiej żony która zostawiła idealnego wspaniałego męża miała wszystko a teraz coś tam sobie ubzdurała w główce i wymyśla. Było cholernie cięzko, rodzina i przyjaciele myśleli cały czas o nas jak o idealnej parze, to mnie każdy obwiniał. Ja wiedziałam jedno, nigdy więcej nie chce być nieszczęśliwa, nigdy więcej moje dziecko nie bedzie mnie widziało wiecznie dręczącej sie zapłakanej smutnej.... Znalazłam prace, jakoś sobie poradziałam i radze dalej choc nie jestem z nikim w związku, czuje sie bardzo szczęśliwa. Czuje sie bardzo silna i mam uczucie że wygrałam "walkę" o swoje szczęście. Autorce wątku życze żeby też wybrała własne szczęście lilypad - 2009-12-21 22:02 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Cytat: Napisane przez sine.ira (Wiadomość 15982331) Co was ludzie w ogóle razem trzyma? Seks nie, bliskość nie, więź emocjonalna nie, to co ? Dziecko i wspólny PIT ? Przyzwyczajenie? Z jego strony przynajmniej. Z zewnątrz wygląda na to, że ma rodzinę. A że w środku nic, tylko zgniłe resztki, to nieważne... Przykro mi sie robi, jak czytam takie rzeczy. Szkoda życia na takie marnotrawstwo. Autorko, masz dziecko, które chciałoby mieć szczęśliwych rodziców. A jeżeli Ty będziesz tkwić w związku, który nie istnieje - szczęśliwa nie będziesz. Decyzję o rozwodzie musisz podjąć sama. Nikt się za Ciebie nie rozwiedzie i nie zacznie zycia od nowa. Musisz znaleźć w sobie siłę, i musisz przede wszystkim zapytać samej siebie czego chcesz. Kathrin77 - 2009-12-21 22:56 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Boże przykro mi ... Teraz wiem ,że przepraszam za słowa bo moga byc okrutne ale nie popełnie błędu szybkiego za mąż pójścia ... Musisz walczyc o swoje szczeście na pewno znajdziesz kogoś innego tylko nie bój sie weź rozwód bo Ty się wykończysz !!! Wiem ,że łatwo jest nam mówić ... Nie jesteśmy w Twojej sytuacji ale walcz o swoje szczęście bo jeszcze możesz być szczęsliwa i będziesz a On niech odchodzi z inną ... PRZEDEWSZYSTKIM TO NIE TWOJA WINA !!!! Reijel - 2009-12-22 00:17 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Piszę jako dorosłe dziecko rozwodników. Cytat: Napisane przez Oriona (Wiadomość 15983200) (...) chyba chciałam przeczytać, że jeżeli nic już nie ma, jeżeli jest mi obcy to MAM PRAWO - by odejść - bo w mojej rodzinie to będzie przestępstwo :mur: dlatego może chcę usłyszeć, że mam prawo - by coś zmienić...a nie obowiązek - jako żona .... Jeżeli dobrze zrozumiałam, masz bardzo konserwatywną rodzinę. Moja mama powiedziała mi kiedyś, że gdyby nie rodzice, rozwiodłaby się z moim ojcem 5 lat wcześniej. Zdobyła się na odwagę, przeżyła. Dzisiaj ma wspaniałego męża i widzę, jaką są dobraną parą. Nie ukrywaj przed nikim, co wyprawia Twój mąż. Zwierz się mamie/siostrze/przyjaciółce. Nie możesz tkwić w tym sama. Poza tym opinia tej, która "miała wszystko, ale poprzewracało się jej w głowie" to naprawdę niewielka cena za niepowtarzalną szansę na szczęście. Cytat: Napisane przez Newday5 (Wiadomość 15984324) Wiesz co? Powiedz córce prawdę, opowiedz o swoich zranionych uczuciach. Dziecko powinno wiedzieć co Ci się stało, bo gdy weźmiesz rozwód, może Cię obwiniać, że zniszczyłas jej życie rodzinne, ograniczyłaś kontakt z tatą, pozbawiłaś części jej tożsamości itd. i nawet Ci o tym nie powiedzieć, ale z roku na rok oddalać się od Ciebie i wpaść w koncu a jakieś kłopoty. Dlatego w skrócie oczywiście, ale z córką rozmawiaj, aby znała prawdę. To inwestycja w Was obie i wasz przyszły spokój. Przyjdzie taki czas, kiedy obudzisz się rano i ucieszysz, że wreszcie żyjesz spokojnie, zacznij działać:) Detektywa popieram, aby z Ciebie mąż nie zrobił wariatki w sądzie, przygotuj się do walki z nim, może jej nie będzie, ale lepiej być na wygranej pozycji... Wierzę, że takie doświadczenie, może odebrać kobiecie ochotę na kolejny związek, ale warto ufać sobie i z sobą zaprzyjaźnić, żyć z sobą w zgodzie. Życzę Ci powodzenia:) Wprawdzie nie wiem, ile dziecko ma lat, ale nie popieram pomysłu z mówieniem jej o wszystkim:nie: Dziecko też musi dojrzeć do pewnych prawd. Teraz należy je zapewniać, że oboje rodzice nadal ją kochają, ale nie mogą już ze sobą mieszkać. Autorko, piszę z autopsji: jeżeli zadbasz o córkę, nie wyrządzisz jej rozwodem krzywdy. Ja w końcu sama zrozumiałam, że to była najlepsza decyzja, jaką moja mama mogła podjąć. Poszukaj dobrego psychologa dziecięcego i okazuj jej dużo miłości. Nie nastawiaj jej przeciwko ojcu - ona nadal bardzo go kocha i możesz ją zranić oczernianiem go. katakumba - 2009-12-22 00:22 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść autorko, powiedz mi po jaki dzwon jestes z nim skoro od 3 lat nie ma miedzy wami nic? finanse? dziecko? zobowiazania? czy boisz sie tego ze sobie nie poradzisz bo nie znasz innych mezczyzn? widac po twoich wypowiedziach ze jestes kulturalna, ulozona osoba. maz cie nie bije, nie pije, nie masz syndromu ofiary to na co czekasz? z tej maki chleba juz nie bedzie... Oriona - 2009-12-22 11:18 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Witam. Na początku chciałabym podziękować. Za wszystkie odpowiedzi, czytam je ze zrozumieniem, zarówno te wspierające, jak i te, w których piszecie, ze nie rozumiecie mojego postępowania. Życie nauczyło mnie, że dopiero znajdując się w danej sytuacji możemy na 100% wiedzieć - co byśmy zrobili. ----------- Myślę, że wspólny mianownik to lęk przed podejmowaniem tzw "życiowych" decyzji. Dlaczego? nie wiem ... Jestem otwartą, bardzo energiczną i jak mówią przebojową i ambitną osobą. Od 2 lat rozwijam swoją firmę. Niektórzy mówią, że mnie podziwiają... ale cóż z tego? Gdzieś jest głęboko we mnie lęk przed krokami dot. mojego zycia osobistego. Zastanowiło mnie pytani p. psycholog,które mi mailowo zadała: jak się czułam wcześniej podejmując ważne decyzje? i zdałam sobie sprawę, że robiąc kroki, które nie podobały się rodzinie zawsze obarczano mnie jakimś poczuciem winy... bałam się nawet powiedzieć "zaplanowaliśmy ślub" czy "spodziewam sie dziecka" dziwne... z jakimś lękiem jechałam do rodziców. Może nie rozmawialiśmy nigdy, nie było w moim domu takiej więzi... A najgorsze jest to, że JA DOKŁADNIE POWIELAM SCHEMAT jaki był m-dzy rodzicami. Który mnie bolał jako dziecko, chłodna mama, starający sie tato... Tak mnie to bolało, tak chciałam by było inaczej. Co prawda mojej córeczce nie brak miłości, troski. Baaardzo dużo rozmawiamy i chociaż ma 8 lat - jest osobą, z którą rozmawiam na wiele tematów, często wieczorami siedzimy i po prostu "gadamy o babskich sprawach" To udało mi się "wygrać" - ale schemat związku jest taki sam. I to mnie najbardziej w sobie denerwuje - że nie umiałam, bałam się, nic z tym nie zrobiłam... ---------------------- Któraś z Was zapytała "czego oczekujesz od nas - nie rozwiedziemy się za Ciebie" Ja to wiem i rozumiem. Przez ostatnie lata na tyle się zamotałam w tym wszystkim - musiałam wyciągnąć się z depresji, musiałam stanąć na nogi, musiałam wieeele w sobie zmienić - co dało mi tak ogromną siłę - a nadal nic nie zrobiłam w kierunku zmian w moim związku. Kiedyś mi powiedziała jedna znajoma psycholog - Skarbie, by wziąć rozwód - musisz być bardzo silna, nie próbuj takich rzeczy kiedy walczys ze sobą, z depresją, z tym, by siebie zmienić. --------------------- Czego oczekiwałam od tego forum? Opinii, zdania, oceny - dobrej czy złej - obiektywnej. Przyjaciele nie będą obiektywni, rodzina również, dobry psycholog podsunie różne aspekty, zagadnienia ale nigdy nie powie co robić - bo nie może wziąć na siebie odpowiedzialności podjecia decyzji. A może człowiek chciałby czasem usłyszeć : TAK MASZ PRAWO DO INNEGO ŻYCIA. Masz prawo by przestało Ci smakować coś, masz prawo do powiedzenia sobie - Ty nie jesteś zła, On nie jest zły - po prostu nie ma już nic między Wami. ---------------------- Nigdy nie chciałabym separować córki od męża. Zawszezwracam uwagę jak się do Niego odnosi, zawsze mówimy "tatuś" "tata" i kiedy wybuchala burza rozmawiałam z Nią w stylu "skarbie, nieraz tak jest, że ludzie maja problemy, nieraz kłócą się, takie jest życie. Ale i tata i ja bardzo Cię kochamy" Kiedy pytała czemu tak często krzyczy, denerwuje sie odpowiadałam "ma taki charakter, każdy z nas ma swoje wady. On jest nerwowy, a może miał jakieś nieprzyjemności" Nie tłumaczyłam Go - ale też nigdy nie nastawiałam dziecka przeciwko Niemu Problemy w związku to nasze problemy ale Ona nie może słyszeć , że mama jest zła a tato jest wredny. Ona widzi, czuje i wiele wyciągnie wniosków sama - ale to mają być Jej wnioski. Ale dla Niej zawsze tato - to bedzie ten "pierwszy mężczyzna" jaki był jej bliski a mama to będzie ta kobieta - z którą mam nadzieję, będzie miała taki kontakt jak do dzisiaj. --------------------------- Czytam Wasze odpowiedzi - bo zaczęłam od kilku dni przygotowywać się do myśli że chcę coś zmienić w przyszłym roku. Nabieram jakiejś "odwagi" i wczoraj pierwszy raz wróciłam do domu i zastanowiłam się co by się zmieniło gdyby go tu nie było... Odpowiedziałam sobie z uśmiechem hmmm.... mniej prasowania :) i zaczęłam się śmiać. Bo przecież nawet nie zamieniliśmy słowa .... hm...mniej koszul do prania... brutalne, wiem. --------------------------- Wiem, że muszę dać sobie kilka miesięcy by zabezpieczyć pewne sprawy, by wszystko przygotować, czego się nie spodziewa. Bo gdybym się wydała z czymkolwiek mogłabym się obudzić z ręką w tzw...nocniku, wyczyszczone konto itd... Pliki które były na kompie zniknęły, codziennie czyści komórkę, detektyw odpada...z pewnych względów, nie miałby szans Go śledzić ze wzgl na charakter pracy. Więc na dzień dzisiejszy On się baaardzo pilnuje a ja nie mam dowodów na cokolwiek... a chcę je mieć. Nie chcę orzekania winy - to mi niepotrzebne ale jeżeli będzie tak jak myślę - to muszę mieć cokolwiek... by go sprowadzić na ziemie. Znam tego człowieka i wiem jedno - nie ma mowy o kulturze, rozejściu się w przyjaźni. Mogę o tym zapomnieć. Więc jeżeli któraś z Was mogłaby mi podpowiedzieć, czego mogę się spodziewać, jak się dodatkowo przygotować, co po kolei robić - bo sama przechodziła przez podobną sytuację - będą baaaardzo wdzięczna. tennyo4 - 2009-12-22 11:54 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść A więc: TAK MASZ PRAWO DO INNEGO ŻYCIA :D Pomyśl - dom bez jego koszul do prasowania, gaci do prania,obiadków do podania... Bez znaków jego obecności... :jupi: Nigdy nie byłam w takiej sytuacji więc poczekam na rady doświadczonych kobietek ale skoro masz firmę i własne dochody to może załóż sobie konto, do którego tylko ty będziesz miała dostęp i przechowaj tam trochę kasy na czarną godzinę. Tak na wszelki wypadek gdy już nastanie godzina WzMŻ (WzMŻ - jak Wypad z Mojego Życia :D). I tak myślę (spaczenie po studiach :D) - operację pozbycia się trutnia zaczęłabym od złożenia w sądzie wniosku o rozdzielność majątkową. Tak na wszelki. ciri15 - 2009-12-22 12:16 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Cytat: Napisane przez Oriona (Wiadomość 15996316) A może człowiek chciałby czasem usłyszeć : TAK MASZ PRAWO DO INNEGO ŻYCIA. Masz prawo by przestało Ci smakować coś, masz prawo do powiedzenia sobie - Ty nie jesteś zła, On nie jest zły - po prostu nie ma już nic między Wami To miło, że nie chcesz go obwiniać, ale czytając o tym, jak on Cię traktuje i traktował od dawna, nigdy nie powiedziałabym "on nie jest zły"... A to ze nie ma między wami nic - to prawda. To się skończyło jeszcze przed waszym ślubem, gdy Cię zdradził. Oriona - 2009-12-22 12:58 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Cytat: Napisane przez ciri15 (Wiadomość 15997343) To miło, że nie chcesz go obwiniać, ale czytając o tym, jak on Cię traktuje i traktował od dawna, nigdy nie powiedziałabym "on nie jest zły"... A to ze nie ma między wami nic - to prawda. To się skończyło jeszcze przed waszym ślubem, gdy Cię zdradził. Tu masz rację... Zawsze sie zarzekałam - Gdyby MNIE! facet zdradził - to byłby KONIEC!!! i dlatego nigdy potem nie zarzekałam się już "co bym zrobiła gdyby...." Myślę, że zdrada to jedno - może o nij bym już nie myślała dzisiaj. Jestem prawie pewna, byliśmy oboje wtedy pogubieni, wtedy to już sie sypało dokumentnie... A jak się dowiedziałam, że z kimś mógł zrobic to - co dla mnie było jakąś świętością - myślałam, ze nic gorszego nie mogło mnie spotkać - cierpiałam na tyle, że myślałam, ze to jednak miłość i jedyne czego chciałam - to by przestało boleć... NIE DAŁAM SOBIE CZASU - na to by bolało ale żebym mogła spojrzeć czy wogóle jest się o co bić :mur: To co nazwałam wtedy "miłością" było jak dzisiaj myślę niczym innym jak urażoną dumą, świadomością, że ktoś mnie zostawia, zdradza, oszukuje - to był ból, który jako dwudziestoparoletnia dziewczyna nazwałam jednak miłością... Gdybym wtedy dała sobie czas - żeby spojrzeć na wszystko z perspektywy czasu... zapewne dzisiaj nie miałabym tego problemu :mur: margerittta - 2009-12-22 19:21 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Cytat: Napisane przez Oriona (Wiadomość 15996316) Witam. Na początku chciałabym podziękować. Za wszystkie odpowiedzi, czytam je ze zrozumieniem, zarówno te wspierające, jak i te, w których piszecie, ze nie rozumiecie mojego postępowania. Życie nauczyło mnie, że dopiero znajdując się w danej sytuacji możemy na 100% wiedzieć - co byśmy zrobili. ----------- Myślę, że wspólny mianownik to lęk przed podejmowaniem tzw "życiowych" decyzji. Dlaczego? nie wiem ... Jestem otwartą, bardzo energiczną i jak mówią przebojową i ambitną osobą. Od 2 lat rozwijam swoją firmę. Niektórzy mówią, że mnie podziwiają... ale cóż z tego? Gdzieś jest głęboko we mnie lęk przed krokami dot. mojego zycia osobistego. Zastanowiło mnie pytani p. psycholog,które mi mailowo zadała: jak się czułam wcześniej podejmując ważne decyzje? i zdałam sobie sprawę, że robiąc kroki, które nie podobały się rodzinie zawsze obarczano mnie jakimś poczuciem winy... bałam się nawet powiedzieć "zaplanowaliśmy ślub" czy "spodziewam sie dziecka" dziwne... z jakimś lękiem jechałam do rodziców. Może nie rozmawialiśmy nigdy, nie było w moim domu takiej więzi... A najgorsze jest to, że JA DOKŁADNIE POWIELAM SCHEMAT jaki był m-dzy rodzicami. Który mnie bolał jako dziecko, chłodna mama, starający sie tato... Tak mnie to bolało, tak chciałam by było inaczej. Co prawda mojej córeczce nie brak miłości, troski. Baaardzo dużo rozmawiamy i chociaż ma 8 lat - jest osobą, z którą rozmawiam na wiele tematów, często wieczorami siedzimy i po prostu "gadamy o babskich sprawach" To udało mi się "wygrać" - ale schemat związku jest taki sam. I to mnie najbardziej w sobie denerwuje - że nie umiałam, bałam się, nic z tym nie zrobiłam... ---------------------- Któraś z Was zapytała "czego oczekujesz od nas - nie rozwiedziemy się za Ciebie" Ja to wiem i rozumiem. Przez ostatnie lata na tyle się zamotałam w tym wszystkim - musiałam wyciągnąć się z depresji, musiałam stanąć na nogi, musiałam wieeele w sobie zmienić - co dało mi tak ogromną siłę - a nadal nic nie zrobiłam w kierunku zmian w moim związku. Kiedyś mi powiedziała jedna znajoma psycholog - Skarbie, by wziąć rozwód - musisz być bardzo silna, nie próbuj takich rzeczy kiedy walczys ze sobą, z depresją, z tym, by siebie zmienić. --------------------- Czego oczekiwałam od tego forum? Opinii, zdania, oceny - dobrej czy złej - obiektywnej. Przyjaciele nie będą obiektywni, rodzina również, dobry psycholog podsunie różne aspekty, zagadnienia ale nigdy nie powie co robić - bo nie może wziąć na siebie odpowiedzialności podjecia decyzji. A może człowiek chciałby czasem usłyszeć : TAK MASZ PRAWO DO INNEGO ŻYCIA. Masz prawo by przestało Ci smakować coś, masz prawo do powiedzenia sobie - Ty nie jesteś zła, On nie jest zły - po prostu nie ma już nic między Wami. ---------------------- Nigdy nie chciałabym separować córki od męża. Zawszezwracam uwagę jak się do Niego odnosi, zawsze mówimy "tatuś" "tata" i kiedy wybuchala burza rozmawiałam z Nią w stylu "skarbie, nieraz tak jest, że ludzie maja problemy, nieraz kłócą się, takie jest życie. Ale i tata i ja bardzo Cię kochamy" Kiedy pytała czemu tak często krzyczy, denerwuje sie odpowiadałam "ma taki charakter, każdy z nas ma swoje wady. On jest nerwowy, a może miał jakieś nieprzyjemności" Nie tłumaczyłam Go - ale też nigdy nie nastawiałam dziecka przeciwko Niemu Problemy w związku to nasze problemy ale Ona nie może słyszeć , że mama jest zła a tato jest wredny. Ona widzi, czuje i wiele wyciągnie wniosków sama - ale to mają być Jej wnioski. Ale dla Niej zawsze tato - to bedzie ten "pierwszy mężczyzna" jaki był jej bliski a mama to będzie ta kobieta - z którą mam nadzieję, będzie miała taki kontakt jak do dzisiaj. --------------------------- Czytam Wasze odpowiedzi - bo zaczęłam od kilku dni przygotowywać się do myśli że chcę coś zmienić w przyszłym roku. Nabieram jakiejś "odwagi" i wczoraj pierwszy raz wróciłam do domu i zastanowiłam się co by się zmieniło gdyby go tu nie było... Odpowiedziałam sobie z uśmiechem hmmm.... mniej prasowania :) i zaczęłam się śmiać. Bo przecież nawet nie zamieniliśmy słowa .... hm...mniej koszul do prania... brutalne, wiem. --------------------------- Wiem, że muszę dać sobie kilka miesięcy by zabezpieczyć pewne sprawy, by wszystko przygotować, czego się nie spodziewa. Bo gdybym się wydała z czymkolwiek mogłabym się obudzić z ręką w tzw...nocniku, wyczyszczone konto itd... Pliki które były na kompie zniknęły, codziennie czyści komórkę, detektyw odpada...z pewnych względów, nie miałby szans Go śledzić ze wzgl na charakter pracy. Więc na dzień dzisiejszy On się baaardzo pilnuje a ja nie mam dowodów na cokolwiek... a chcę je mieć. Nie chcę orzekania winy - to mi niepotrzebne ale jeżeli będzie tak jak myślę - to muszę mieć cokolwiek... by go sprowadzić na ziemie. Znam tego człowieka i wiem jedno - nie ma mowy o kulturze, rozejściu się w przyjaźni. Mogę o tym zapomnieć. Więc jeżeli któraś z Was mogłaby mi podpowiedzieć, czego mogę się spodziewać, jak się dodatkowo przygotować, co po kolei robić - bo sama przechodziła przez podobną sytuację - będą baaaardzo wdzięczna. Kochana i ja też ci to powiem :MASZ PRAWO DO INNEGO ŻYCIA!!!!. Do życia w którym będziesz szczęśliwa Piszesz że boisz sie podejmować życiowe decyzje. Tak to bardzo trudne, mimo tego że wiesz że najlepszym wyjściem z sytuacji byłby rozwód, to pewnie na samą myśl o tym ogarnia cię lęk. Ale to tylko strach przed nieznanym, jesteś w tym momencie najzwyczajniej w świecie przyzywczajona do swojego męża, do jego obecności mimo tego zła co ci wyrządził. Mówi sie nie ważne jak jest ale jest! To naprawde duży błąd. Uwierz nie ma się czego bać, bo ja jestem pewna że świetnie się odnajdziesz w nowej sytuacji, nabierzesz wiatru w żagle, i jestem pewna że nigdy nie bedziesz żałowała swojej decyzji. Musisz zrobić tylko ten jeden jednyny malutki kroczek i złożyć pozew o rozwód. katakumba - 2009-12-23 23:28 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść rozumiem ze on bedzie wyciagal brudy przed sadem, ze bedzie staral sie utrudnic? nieszukaj na niego hakow, bo sie zorientuje idz do adwokata ktory jest doswiadczony w rozwodach mniej kulturalych. on na pewno ci podpowie jak sie zabrac do rzczy ze rozdzielnosc majatkowa, ale juz nie tajemne konto trzymam kciuki anielec - 2010-01-27 14:01 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść tak czytam i mysle sobie,ze małzenstwo jest do bani... sama jestem mezatka i niejednokrotnie zalowalam swojej decyzji o slubie. mimo wad moj maz to dobry facet,ale ja nie czuje sie z nim szczesliwa,w łozku jest beznadziejnie,unikam seksu jak ognia,w codziennym zyciu rowniez od jakiegos czasu nie potrafimy sie dogadac. oboje jestesmy strasznie uparci i nie znosimy kompromisow,choc to wlasnie najczesciej ja jednak chowam swoja dume w kieszen i staram sie aby atmosfera miedzy nami sie oczyscila... mam 26lat,3letnie dziecko,razem jestesmy 5lat...jestem cholernie nieszczesliwa,czuje czasami jakby ktos mi sznur na szyi zaciskal:( dusze sie w tym zwiazku,chcialabym to wszystko skonczyc...ale nie wiem jak:mur: nie mam zadnego kochanka i moj maz tez nikogo nie ma(na razie) chcialabym zaczac zyc dla siebie,chcialabym byc wolna...jak kiedys... decyzja o slubie byla podjeta pod wplywem ciazy,tak naprawde chyba nigdy miedzy nami(przynajmniej z mojej strony)nie bylo wielkiej,prawdziwej milosci...kiedys mi imponowal,byl inny niz wszyscy moi koledzy,byl ambitny,mial plany...teraz powoli zaczyna zmieniac sie w takiego ferdka kiepskiego:mur:ale to juz nawet nie o to chodzi,mysle ze to co bylo kiedys miedzy nami(wielkim uczuciem tego nie nazwe)wypalilo sie dosczetnie. chcialabym zaczac nowe zycie,zyc dla synaka i dla samej siebie. nie chce do konca zycia myslec ze cos mnie ominelo dlatego ze zostalam z NIM.chce zyc!chce byc szcesliwa! nie chce zaprzatac sobie glowy balaganem w domu,nie ugotowanym obiadem na czas,nie upranymi meskimi skarpetami:mur: kiedys juz gdzies pisalam na forum o tym co czuje...jeszcze wtedy myslalam ze cos sie poprawi,ale problem sie tylko poglebia. chcialabym zaczac nowe zycie,ale jak zaczac?boje sie bo jestesmy zagranica,chcialabym wrocic do polski z dzieckiem,ale tam ani mieszkania,ani pracy...a tylko to jest mi potrzebne do usamodzielnienia sie i zaczecia wszystkiego od nowa....raczej AZ tyle:mur: dziewczyny blagam,jesli ktoras byla w podobnej sytuacji,tzn musiala z dzieckiem zaczynac wszystko od zera ,sama bez wsparcia,i mimo tego dlala rade piszcie! katakumba - 2010-01-28 00:39 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść anielec, kilka rzeczy mi sie nasuwa wiem ze nie powinno sie zostawac ze wzgledu na dzieci, ale to, ze ty sie nie czujesz wolna, ze masz dosc prania i sprzatanie, nie oznacza ze mozesz wywiezc dziecko za granice i pozbawic go ojca po drugie, ustal swoje priorytety - skoro teraz mierzi cie zycie domowe, chcesz byc swoja pania itp itd skad wiesz ze zycie samotnej matki jeszxcze tylko bardziej cie nie dobije? jestes mloda, oczywiscie ze nie powinnas tkwic w zwiazku ktory nie daje ci satysfakcji. ale czy twoj partner wie o tym? niutka1 - 2010-01-28 04:28 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Cytat: Każdy inny psycholog chyba powiedziałby Ci to, co ja teraz napiszę.Odejdz od niego....weźcie rozwód.I zacznij życ...teraz to chyba tylko wegetujesz. Żaden dobry psycholog nie mówi nikomu, co ktos ma zrobić :nie: Każdy sam podejmuje decyzje, psycholog moze jedynie pomóc w dotarciu do swoich pragnień, do podjecia decyzji, a jaka ona będzie to juz zalezy tylko i wyłącznie od autorki... Psycholog moze pomóc przetrwac trudne chwile załamania, czy braku wiary w siebie, ale na pewno nie daje gotowej recepty... Ja mysle, że Ty juz tą decyzje prawie podjęłaś, teraz tylko pytasz, czy masz do niej prawo... Oczywiście, że masz prawo ułozyc sobie życie tak, by być w nim szczęśliwa... a przynajmniej nie czuc sie nieszczęśliwa. Tak jak powiedziała Ci twoja psycholog- przyjdzie moment, gdy poczujesz, że podjęłas ostateczną decyzję i zbierzesz w sobie siłę... a jaka ona będzie zalezy tylko od Ciebie, chociaz czytając twoje posty mysle, że to dość oczywiste ( chociaz zycie czasem lubi zaskoczyć... ) . Jedyna moja rada to- nie zamykaj się w sobie, rozmawiaj na ten temat z osobami bliskimi, porozmawiaj tez z córka delikatnie... jesli otoczenie nie będzie zaskoczone - inaczej tez zareaguje na twoją ewentualna decyzje o rozwodzie... a może tez dowiesz się jak to wygląda z boku... Powodzenia :cmok: madana - 2010-01-28 07:22 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść "żyję w takim stanie od jakiś 2 lat... nie umiem odejść, a staję się coraz bardziej smutna..."- twój głowny błąd, który zaważył na wszystkim jest to, że wyszłaś za kogoś takiego za mąż i wszystko inne jest pokłosiem tego. Wyszłas za faceta, który nie potrafi utrzymać rozporka , nic prócz dziecka was nie łączy. NIE WIERZĘ, że dziecko jest szczęsliwe w tak wyglądającym związku, co z tego, że z córką rozmawiasz, kochasz itp., ono widzi, jak jest. tym bardziej, że sama piszesz, iż powieliłaś schemat związku swoich rodziców z rozpisanymi rolami. Prawdopodobne, że córka też podobnie trafi i tak będzie wyglądał jej związek z facetem. Chcesz tego? Warto rozwieść się DLA DZIECKA, jeśli uważasz, że sama nie zasługujesz na szczęście. Bo to, co opisałaś, to wegetacja. A związek z męzczyną może być tak bardzo satysfakcjonujący. Oriona - 2010-03-31 21:46 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść nadal jesteśmy razem... co ja piszę :( przecież już dawno jesteśmy obok siebie. Irytuje mnie, Jego obecność, zachowanie, to jak i co mówi :nie: dosłownie wszystko... Mój dzień wygląda tak: wstaję rano odwożę córkę do przedszkola, jad do pracy. Odbieram córkę ok 16... potem ona jest ze mną do wieczora (w firmie mamy ogród, plac zabaw - bo jest przy domu rodziców) albo mamy jakieś zajęci, taniec itd. ok 20...21 wrqcam z Nią do "domu" inny scenariusz - córkę zabiera mąż i są w mieszkaniu a ja wracam o 21. W zasadzie nawet nie mówię "cześć" kiedy przyjeżdżam chyba, ze do małej. idę do łazienki i do siebie. Mała śpi w pokoju ze mną - On od kilku lat w pokoju obok ----------------- w soboty pracuję - mała jeźdi do dziadków. Niedziele - stram się całe dnie spędzać na porządkowaniu, gotowaniu czymkolwiek byle nie siedzieć :nie: albo jedziemy do centrum handlowego i chodzimy bez celu, robimy jakieś zakupy... ----------------- On sie buntuje, ma pretensje, że nie chcę z Nim spędzać czasu, że nie siedzimy w jednym pokoju, że się nie odzywam. Nie mam już sił. Coraz bardziej dorasam do tej decyzji. Zawsze sobie powtarzam NIC NA SIŁĘ...zawsze robiłam rzeczy, które "czułam w środku" a wiem, że pewnego dnia poczuję że mam dosyć ! coraz bliższa jestem tej decyzji :mad: ----------------- ostatnio na imprezie rodzinnej moje kuzynki - trochę podchmielone zaczęły mówić "Boże, jaka T jesteś piękna! Zabawna, zaradna...inteligentna... " zrzucałam to na garb - alkoholu - ale mówiły "tak, ten i tatem mówi - taka piękna dziewczyna, skromna, inteligentna a ON??? On Cię tłamsi, dusi, przytłacza, przecież widać, ze coś jest nie tak." nie było trudno zauważyć przez połowę imprezy siedział w pokoju obok albo sam z dziećmi albo z jednym z moich kuzynów... jakby obrażony - a ja..no cóż pomimo iż alkohol piję raz na .....ho ho ho bawiłam sie doskonale. No cóż - drogi nam się rochodzą... i moje kuzynki powiedziały mi edno ZOSTAW TO - SZKOD ZYCIA !!!! TY WIĘDNIESZZ ROKU NA ROK - nie wygląd ale psychicznie !!!! ------------------- to prawda - odcięłam sie do NIego ale to nie wystarcza :( ta nasza nieformalna "separacja" to tylko wypańczanie siebie bo co: - bo wygodnie - bo nie trzeba się matwić o pieniądze? - bo wygodnie bo mała raz jest z Nim raz ze mną? a tak wszystko by spadło na mnie? - bo nie wierzę, ze chciałabym jeszcze kogoś spotkać??? moze.... ale czuję już - w środku że z dnia na dzień dorastam do tej decyzji. --------------------- chciałabym wiedzieć jak to jest np w kwestii mieszkania czy po rozwodzie jeżeli chciałabym zostac w mieszkaniu muszę męza spłacić :nie: to byłoby bardzo trudne :nie: a do dziś nie mam dowodów na to ze się z kimś przespał :nie: tylko te Jego zaloty na GG czy skype :( żałuję bo kiedyś napisał dolaski że co prawda żony nie zdradza ale jej by chyba się nie oparł :( a ja to skasowałam :((((( głupia virginia - 2010-08-20 20:37 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Cześć dziewczyny Przyszłam podzielić się z Wami moją historią. Jestem mężatką od 6 lat, zamieszkaliśmy ze sobą jeszcze rok przed ślubem, w sumie jesteśmy ze sobą ponad 8 lat. Przez pierwszych 6 lat (w tym jeden przed ślubem) mieszkaliśmy w domu teściów, którzy wyjechali do Stanów. Przez ten czas mieszkaliśmy tam na zasadzie kija i marchewki, TŻet robił za czarną owcę (bo zawsze była ważniejsza jego siostra) i chłopca na posyłki pod groźbą (gł. ze str jego matki) 'bo nie przepiszę na Ciebie domu'. Ja tam w ogóle nie miałam nic do powiedzenia. Mam wrażenie, że byłam dobra tylko do sprzątania i remontów. A odremontowaliśmy na prawdę wiele. Zainwestowaliśmy tam mnóstwo kasy, wysiłku, czasu, itd. Tak czy inaczej po 6 latach u teściów zaczęło się psuć. Mieliśmy telefony o 3 nad ranem, znowu z groźbami i listą rzeczy do zrobienia. Nie wiem dokładnie co się stało w Stanach. Tak czy siak wrócili po 6 latach, bez kasy, szczerze się nienawidząc. Na początku mieliśmy wątpliwości, potem stanęliśmy po stronie matki. Teść podobno pił, bił ją (choć tego 2go nigdy nie byliśmy świadkami). Teściowa wciągnęła nas w ich rozgrywki, w ich rozwód, podział majątku itd. Namawiała TŻeta by zakładał ojcu sprawy w sądzie itd, itd. Moim zdaniem nie powinna nas do tego mieszać, bo to ich sprawy nie nasze. Zwłaszcza że my ucierpieliśmy na tym bardzo, i finansowo, i psychicznie (chodziliśmy do psychologa, pojawiły się problemy z zajściem w ciążę), a kiedy u nas pojawiły się problemy, moim zdaniem spowodowane stresem z powyższym, to teściowa uważała, że to już nasze problemy, że to my musimy sobie z nimi radzić. Generalnie przez ten czas nie bardzo ją obchodziliśmy. Musieliśmy się stamtąd wyprowadzić, wziąść mieszkanie na kredyt. Żeby dostać kredyt, podżerował go nam mój brat. Potem wydawało mi się, że teściowa zrozumiała kilka rzeczy, wydawało mi się, że chce być z nami w dobrych stosunkach, zaczęła nam trochę pomagać, choć zawsze mówiła, że ona przede wszystkim o siebie musi zadbać. My cały czas byliśmy po jej stronie, ją wspieraliśmy, to u nas nocowała, jak przyjeżdżała tu na sprawy z teściem (o rozwód, podział, założyła mu również sprawę karną, na którą wezwała nas jako świadków). Jednak.... do czasu. Wspomnę jeszcze, że mieliśmy problemy z zajściem w ciąże, wyniki TŻeta okazały się kiepskie, ja nieraz miałam poczucie, że staram się tu chyba tylko ja, że mu chyba nie bardzo na tym zależy. Potem doszły jeszcze inne jego złe wyniki, próbowałam go przekonać do zmiany trybu życia, bo on generalnie po przyjściu z pracy siedzi cały czas na kompie, namawiałam też, by pogadała z nim o tym jego matka. TŻet nie reagował na to najlepiej. Męska duma, która nie pozwalała mu się przyznać do słabości czy coś innego nie wiem, może to była obrona, w każdym bądź razie tą jego obroną często był atak. Na początku lipca pojechaliśmy na wycieczkę od niego z pracy, w góry. Kondycja TŻeta okazała się tak kiepska, że na szlakach wyprzedzali go nawet dziadkowie, ludzie z małymi dziećmi. Dzień przed naszym powrotem mieliśmy z całą wycieczką iść nad wodospad, do którego jakiś kawałek trzeba było dojść. TŻet nie chciał iść, ja go ciągnęłam, bo chciałam żeby się ruszył. W końcu poszedł, rzucając kur*ami. W połowie drogi zawrócił, ja poszłam za nim, okazało się, że nasz autokar już odjechał, więc TŻet po prostu sobie... poszedł. Zostawił mnie w jakiejś wiosce, nie wiedziałam nawet dokładnie gdzie. Byłam zszokowana jego zachowaniem, napisałam o tym jego matce. Jak się domyślacie, kolejnego dnia nie wracałam w najlepszym humorze. W czasie tej wycieczki była u nas jego matka i babcia. I nie wiem o co poszło, czy nie powitałam jej z honorami (a wiedziała, że jestem na niego wściekła) w każdym bądź razie teściowa strzeliła wielkiego focha, powiedziała, że ona czuję się jak dojna krowa (nie będę już nawet wspominać o tym jak to się ma do moich rodziców, którzy przez cały ten czas pomagali nam nieporównywalnie bardziej), powiedziała, że już więcej do nas nie przyjedzie, że będzie się kontaktować tylko z TŻetem itd. Jak powiedziała tak zrobiła. Potem były ciche dni, potem jakoś doszliśmy do porozumienia (a przynajmniej tak to wyglądał0). Do czasu aż TŻet powiedział mi, że jego matka wymyśliła nast. sposób by nas spłacić: odkupi od nas mieszkanie i przepisze je (tylko) na TŻeta. Uważam, że TŻet od razu powinien na to zareagować bo mu rok temu nikt nie stawiał żadnych warunków jak został na lodzie, dzięki swojej mamusi zresztą. TŻet nie zareagował. Jakoś tam między nami było, ale to cały czas wisiało w powietrzu. Przestałam się czuć pewnie i bezpiecznie, nie miałam (i nie mam) poczucia, że jestem dla niego najważniejsza. On początkowo mówił, że to bez znaczenia bo on potem w każdej chwili może przepisać mieszkanie na nas. Potem, jakieś 2 tyg. temu była ogromna awantura. I ja, i on daliśmy do wiwatu. Ja usłyszałam min. że spierd*liłam mu życie (!), że nie pracuję (a pracuję, mam własną działalność, ale ze względu na jej profil w wakacje jest mniej kasy, poza tym przez wiele lat wcześniej nie pracował TŻet). Ja mu powiedziałam, że zmarnowałam na niego 8 lat, że gdybym wiedziała co będzie, dawno bym go rzuciła, że jeśli pojedzie do matki, może równie dobrze nie wracać, że wtedy dla mnie będzie nikim. TŻet pojechał do matki, ja do rodziców. W tym czasie była nasza 6 rocznica, kiedy to TŻet nawet nie zadzwonił. Potem próbowałam się z nim pogodzić, bez skutku. Powiedział, że nie jest mnie/nas pewny, że boi się że za jakiś czas znowu się pokłócimy, że kiedyś chciał dziecka, teraz nie (i nie wie kiedy będzie chciał). Ewidentnie też jest po stronie matki, która zapobiegliwie zapowiedziała, że w razie co pieniądze na rozwód znajdzie (...). Ja uważam, że problem nie leży w naszych kłótniach, bo kłóciliśmy się i wcześniej, ale jakoś nigdy nie myśleliśmy o rozwodzie, problemem wg mnie jest jego matka, i to, że on stoi po jej stronie, nie mojej/naszej. Nie mam pojęcia jak on może mówić, że to on czuje się niepewnie? Po tym co przeszliśmy razem, po tym jak byłam z nim, jak wszyscy się od niego odwrócili z jego mamusią włącznie. Tak czy siak kilka dni temu napisałam mu list, w którym napisałam jak się czuję, co o tym myślę. Jego odpowiedzią na niego (w skrócie, bo nie chcę już wchodzić w szczegóły) było założenie oddzielnego konta. A to mi zarzuca, że zależy mi tylko na kasie, bo gdyby tak nie było byłoby mi obojętne czy mieszkanie jest na niego czy na nas. A ja chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego uważam że powinno być na nas. Zresztą powiedziałam mu, że ja od jego matki nic nie chcę, że możemy spłacać sami kredyt itd. Tak czy siak, rozmawialiśmy potem, w sumie spokojnie od dłuższego już czasu, doszliśmy do tego, że chyba się rozstaniemy, zastanawialiśmy się tylko, czy separacja, czy od razu rozwód. Potem, tego samego dnia, powiedziałam mu, że ja będę chciała też rozwodu/unieważnienia kościelnego, na co on 'widzę, że już się zdecydowałaś'. Potem zaczął się do mnie odzywać itd. ale w zasadzie niewiele poza tym się zmieniło - żyjemy obok siebie, on cały czas siedzi na kompie. Kwestia rozejścia się wisi w powietrzu. Nie wiem, czy on ma jeszcze co do tego wątpliwości, czy po prostu tak mu wygodnie. Nasza wspólna znajoma, która najpierw gadała ze mną a później z nim, napisała mi esa, że może nie będzie źle (miała go 'wybadać'). Ale jest jak jest. I albo TŻet pójdzie po rozum do głowy, albo będzie tak jak jest, a moim zdaniem to bez sensu. Na dzień dzisiejszy zastanawiam się czy mam wystarczający powód by się z nim rozejść. Dodam, że to nie do końca pokrywa się z moimi przekonaniami, i że po prostu nigdy nie brałam pod uwagę takiej możliwości. Nie chcę robić nic pochopnie czy pod wpływem emocji. Dlatego daję nam/sobie jeszcze czas. Tyle, że nie wiem też czy mam choć 1 powód by z nim dalej być. Co o tym wszystkim myślicie? Proszę o Wasze opinie. Elfir - 2010-08-22 22:04 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Jest lato, a wy tu takimi thrillerami i dramatami jedziecie! Wasze życie? Wasze! Wasze decyzje? Wasze! Jak podejmujecie decyzję, by żyć obok faceta, który was tylko denerwuje, to nie dręczcie potem przygnębiającymi opisami pozostałych wizażanek! Macie masochistyczna potrzebę samoudręczania się, czy wręcz przeciwnie sadystycznie chcecie dołować innych ludzi? Macie piekło w swoim życiu na własne życzenie. Każdy kolejny krok, każda decyzja, to było staczanie się na dno. Życzę byście to dno w końcu osiągnęły i mocno się od niego odbiły, by wypłynąć wreszcie na powierzchnię. la'Mbria - 2010-08-24 18:07 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Cytat: Napisane przez Elfir (Wiadomość 21551758) Jest lato, a wy tu takimi thrillerami i dramatami jedziecie! Wasze życie? Wasze! Wasze decyzje? Wasze! Jak podejmujecie decyzję, by żyć obok faceta, który was tylko denerwuje, to nie dręczcie potem przygnębiającymi opisami pozostałych wizażanek! Macie masochistyczna potrzebę samoudręczania się, czy wręcz przeciwnie sadystycznie chcecie dołować innych ludzi? Macie piekło w swoim życiu na własne życzenie. Każdy kolejny krok, każda decyzja, to było staczanie się na dno. Życzę byście to dno w końcu osiągnęły i mocno się od niego odbiły, by wypłynąć wreszcie na powierzchnię. :oklaski: wiolamz - 2010-09-03 13:08 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść Ciekawa jestem czy autorka wątku, znalazła w końcu w sobie siłę, żeby odejść od męża?:rolleyes: Aneta1502 - 2010-09-06 21:23 Dot.: Rozwód - decyzja, wina, przyszłość - zostać czy odejść hmmm nie mozesz brac winy na siebie...to on jest winny,to on zachwyca sie innymi kobietami a nie Toba wiec nie dziwie sie ze masz takie podejscie a nie inne..dobra rada..dla dobra dziecka powinnas odejsc od niego a te rzeczy materialne ktore posiadacie..to maly pryszcz,tego mozna sie dorobic bo to tylko rzeczy ale Ty masz o wiele cenniejszego..dziecko... ---------- Dopisano o 22:23 ---------- Poprzedni post napisano o 22:12 ---------- Po krótce moja historia: malzenstwo ponad 8 lat..2 wspaniale coreczki.. Przez pierwsze lata malzenstwa nawet bylo ok..on mial swoj bar a ja salon fryzjerski,mieszkalismy u tesciow.Po jakims czasie zaczeli bardzo ingerowac w nasze zycie i rzadzic nami oraz naszymi pieniedzmi,,ja nie wytrzymalam tego i powiedzialam ze sie wyprowadzam,mąż wybral mnie i dzieci,,zamknelismy swoje dzialalnosci i wyprowadzilismy sie o 70km od tesciow do mojego taty,,tata nie chcial nam przeszkadzac,wiec on wyprowadzil sie na wies do domku...przez rok bylo fajnie,on pracowal w delegacji,zjezdzal na weekendy ale po pewnym czasie zaczela sie gehenna.. zajmowalam sie dziecmi,musialam siedziec w domu ale przyjmowalam klientki w mieszkaniu i zawsze cos zarobilam,pozniej kolezanka zaproponowala mi kelnerstwo na weselach w weekendy..on byl za i ja tez bo zawsze cos sie zarobilo..ale niestety ..no wlasnie.. zacząl mnie sprawdzac w tej restauracji wieczorami w weekendy,zostawial same dzici w nocy i przyjezdzal mnie sprawdzac,,wydzwanial kilkanascie razy jak pracowalam i to bylo meczace... po jakims czasie wyrzucili go z pracy za picie alkoholu,,w domu siedzial ponaad 6 miesiecy,,niby w okolicy pracowal ale okazalo sie ze gdzies jezdzil a bral pozyczki w bankach na dowod,,przepijal te pieniadze,pił codziennie,wiecznie awantury i wyzwiska,,doszlo do tego ze raz mnie uderzyl i wtedy powiedzialam dosc.. od roku mieszkam sama z corkami, on wyjechal za granice i tam mu sie powodzi a dzieciom pieniazkow nie wysyla.1 lipca zlozylam pozew rozwodowo-alimentacyjny i teraz czekam na 1 sprawe,,zapewne nie bedzie przyjezdzal na sprawy ale to bedzie dla niego wielii minus :) |
|
Free website template provided by freeweblooks.com |